niedziela, 2 grudnia 2012

Pierwszy tydzień praktyk w NASA....

Tak więc zaczęło się, dnia 26.11.2012 rozpocząłem swoje tzw. "intership-y" i w moim przypadku jest to jedno z centrów badawczych NASA Ames, laboratorium VMS (Vertical Motion Simulator)

Stanford

Pierwszy dzień to oczywiście wyrabianie przepustek, oprowadzenie po laboratorium, instrukcja obsługi jak i gdzie zaparzyć kawę. Kolejne dni to "zawalenie" materiałem do przerobienia. Zostałem przydzielony do projektu EMP (Equation Motion Project) którego celem jest ujednolicenie modeli matematycznych obiektów latających (od cegły, poprzez F-16, na lądowniku księżycowym kończąc) używanych przez różne laboratoria NASA. Pierwsze zdziwienie to poziom bezpieczeństwa, jako szczególnie niebezpieczny typ ;) nie mogę na zewnątrz budynku chodzi bez eskorty! Przy wejściu muszę pokazać swoją przepustkę i inny dokument ze zdjęciem i nie ma od tej zasady wyjątków. Przekonałem się o tym wracając raz z lunchu i nie mając przy sobie paszportu. Kierownik mojego laboratorium musiał iść i przynieść mój paszport ja przez ten czas potulnie czekałem pod bramą. 
Przyglądam się też ich kulturze pracy i pierwsze wrażenia są następujące: nie pracują nerwowo (albo tego nie pokazują przy mnie). Każdy z pracowników bardzo poważnie traktuje i wykonuje swoje zadania (nawet najprostsze) a pozostali pracownicy w pełni to rozumieją i dokładnie takiego zachowania oczekują. Są bardzo uprzejmi w stosunku do siebie, w zasadzie zawsze starają Ci się pomóc - nie wiem na ile jest to prawda, jestem tutaj dopiero 1 tydzień ale z mojego punktu widzenia tak to wygląda. Wszyscy pracownicy z którymi rozmawiałem są bardzo zadowolenie z pracy w NASA i widać, że daje ona im chyba bardzo dużo satysfakcji.
Teoretycznie pracują tutaj 40h tygodniowy ale praktycznie to pracują zadaniowo - zadanie musi być zrobione a to jest twoja sprawa kiedy zrobisz. Są ludzie co przychodzą do pracy na 6.00 ale są tez i tacy co przychodzą na 11.00.
W czwartek natomiast spotkała mnie nie lada gratka, miałem możliwość polatania na symulatorze VMS (więcej). Symulator który ma 6 stopni swobody, porusza się i obraca we wszystkich 3 osiach - niesamowite wrażenia! Zadanie: wylądować wahadłowcem czyli takim bardzo dużym i ciężkim szybowcem. Dwie na trzy próby zakończone sukcesem!

Kontrola lotów symulatora VMS


środa, 21 listopada 2012

Big data i Energia gwiazd

W tym tygodniu zostaliśmy zaproszeni do Narodowych Laboratoriów Lawrence Livermore oraz do firmy Splunk. Obie organizacje zrobiły na nas piorunujące wrażenie, chociaż każda z nich z innego powodu.

Berkeley

Słowo splunk oznacza zanurkować, zanurzyć się, wejść w środek i właśnie na tej ideologi została utworzona firma Splunk. Zajmuje się ona rozwojem narzędzi do analizy i przetwarzania dużych ilości danych maszynowych (nieprzetworzone dane tekstowe generowane bezpośrdnio przez np. komputer lub inną maszynę) zwanych ogólnie Big Data.  Przetwarzanie danych określonych tym mianem przy pomocy komercyjnych narzędzi oraz baz danych jest utrudnione z powodu ich ogromnej ilości, różnorodności oraz praktycznie ciągłego przyrostu. Dane te jednak odpowiednio użyte i zinterpretowane stanowią niewyczerpalną bazę wiedzy dla biznesu. Produktem Splunka jest coś w stylu wyszukiwarki i interpretatora danych maszynowych. Na podstawie źródeł danych zapewnionych przez klienta są wykonywane analizy obszaru zainteresowań. Np. podłączając do wyszukiwarki Splunk serwery obsługujące wszystkie sklepy internetowe w USA jesteśmy w stanie wygenerować miejsca w których zakup danego produktu jest największy. W tym szczególnym wypadku Splunk automatycznie analizuje adresy IP klientów. Najciekawsze jest to że żadna specjalna, wstępna obróbka danych podłączonych do Splunka nie jest potrzebna. Dane maszynowe są automatycznie odnajdywane i przetwarzane. Firma została założona w 2006 roku i od tego czasu pozyskała około 4400 klientów. Prowadzi ona również swoją działalność w ponad 80 krajach. Dane te mówią same za siebie gdzie znajduje się przyszłość IT... no może równocześnie z zastosowaniem szeroko pojętej chmury obliczeniowej. Wpływ innowacji na obecny rynek IT jest ogromny, kto wie może już niedługo nie będziemy googlowali tylko splunkowali...kto wie.

National Ignition Facility

W Narodowych Laboratoriach Lawrence Livermore  znajduje się jedyna w swoim rodzaju instalacja służąca do badania zagadnień związanych z inercyjną fuzja termojądrową. Instalacja kosztowała około 4 miliardów dolarów i została otwarta w 2009 roku. Ogólnie składa się ona z aluminiowej komory w kształcie kuli (średnica około 10m), w środku której znajduje się złota pastylka zawierająca 150 miligramową kuleczkę z mieszanką deuteru i trytu, które są wykorzystywane jako paliwo. W sąsiednich budynkach ulokowana jest największa na świecie instalacja optyczna o całkowitej długości 7500m. Służy ona do wygenerowania 192 wiązek laserowych o całkowitej energii około 4 milionów juli. Początkowy impuls laserowy przechodzi poprzez zestawy wzmacniaczy ze szkła fosforowego wzbogaconego neodymem (piękny różowo-fioletowy kolor) i jest finalnie koncentrowany na kuleczce z paliwem deuterowo-trytowym. Dostarczona energia powoduje wzrost temperatury do około 100 milionów stopni Celsjusza, ciśnienia do wartości 100 miliardów razy większych od ciśnienia atmosferycznego oraz gęstości do wartości przekraczającej 100 razy gęstość ołowiu. W takich warunkach jądra deuteru i trytu łączą się tworząc jądro helu oraz neutron. Podobne procesy zachodzą w gwiazdach i są źródłem ich energii. W dużym skrócie można powiedzieć, że naukowcom z Laboratoriów Lawrence Livermore udało się na ułamek sekundy rozpalić sztuczną gwiazdę i zbliżyć się nieco do praktycznego wykorzystania jej energii do zaspokojenia energetycznych potrzeb ludzkości. Nie ma jednak róży bez kolców.Teraz należy życzyć im szczęścia aby bilans energetyczny tego procesu był dodatni (więcej energii jest generowanej w reakcji fuzji niż wkładamy w jej zainicjowanie)…co się jeszcze nigdy nie udało…

sobota, 17 listopada 2012

Koniec nauki czas na praktykę

W tym tygodniu oficjalnie zakończyliśmy część teoretyczną szkolenia. Po zajęcia z design thinking, patentowania, finansów, zasad prezentowania swoich projektów przed VC ruszamy w świat.

Stanford

Oficjalnie zajęcia zakończone. Oprócz planowych zajęć mieliśmy też szereg spotkań z różnego rodzaju osobami, od przedstawicieli konkretnych VC poprzez poprzedniego din-a uniwersytetu (din można powiedzieć taki odpowiednik naszego rektora), osoby z biura komercjalizacji wyników badań czy też osób wspomagających przedsiębiorczość studentów. Channing Robertson były din School of Engineering opowiadał w jaki sposób na Stanfordzie przyjmuje się ludzi, jaka jest ich ścieżka kariery, czego się od nich wymaga i jak łatwo wylecieć ze Stanfordu ;). Generalnie możliwości rozwoju na uniwersytecie są ogromne (tutaj nie czeka się 1.5 miesiąca z zakupem 2GB RAM-u do komputera) ale też trzeba się wykazać, że się coś robi. Jest to jednak uczciwe postawienie sprawy bo uniwersytet naprawdę stwarza warunki do rozwoju.

Kristen Leute z Office Technology Licensing (można powiedzieć takiego naszego odpowiednika wszelakiego rodzaju biur transferu technologi) opowiadała jak Stanford zarabia na licencjach. A zarabia i to duże pieniądze ale, właśnie zawsze jest to ale, przez 15 lat uniwersytet inwestował w to biuro, dopiera po tym czasie po sprzedaniu pierwszej licencji wyszli z bilansem "ponad kreskę". Warto aby i u nas o tym pamiętano iż duże zyski przeważnie wymagają albo dużych albo długoterminowych nakładów.

W ostatnim dniu prezentowaliśmy także nasze pomysły na różnego rodzaju zmiany, unowocześnienia różnych produktów tak aby oczywiście ich sprzedaż wzrosła. Doświadczenie bardzo ciekawe, ciekawsze natomiast było miejsce gdzie to robiliśmy mianowicie: d.school Institute od Design at Stanford. Jest to miejsce na uniwersytecie gdzie uczą, no właśnie czego oni tam uczą... Uczą chyba jak wymyślać, projektować, rozwiązywać problemy ale uczą też jak to robić. Poniżej kilka zdjęć laboratoriów jakie znajdują się d.school.


wtorek, 13 listopada 2012

Z wizytą w INTELU

INTEL jest największym na świecie producentem mikroprocesorów  zatrudniającym 100.000 ludzi na całym świecie. Mieliśmy okazję porozmawiać z przedstawicielem firmy i zwiedzić muzeum.

Berkeley

Zakres działalności firmy INTEL jest znany chyba każdemu, kto podąża za najnowszymi trendami w dziedzinie elektroniki. Mieliśmy okazję posłuchać prezentacji i porozmawiać z przedstawicielami tej firmy oraz poznać trochę mniej znanych faktów na temat modelu biznesowego korporacji.

Cykl produkcyjny firmy odbywa się w rytmie TIK-TOK-TIK-TOK. W roku 'TIK' (parzystym) wypuszczana jest na rynek nowa rodzina mikroprocesorów, w nowym procesie technologicznym. Ostatnim takim procesorem był Ivy Bridge (proces 22 nm), wypuszczony na rynek masowy w tym roku. W roku 'TOK' (nieparzystym) technologia w danej technologii jest ulepszana. Tak więc w 2013 roku rynek zobaczy następcę Ivy Bridge w procesie 22 nm a w 2014 roku - nową rodzinę w nowym procesie technologicznym (17 nm). Prezentujący zapewnił nas, że w obecnej technologii (krzem i fotolitografia) są w stanie zejść do 5 nm, i takie prototypy już funkcjonują w laboratoriach INTEL. Poniżej tej granicy - potrzebna będzie całkowita zmiana podejścia. Tu wymienione były miedzy innymi fotoelektronika z użyciem bramek laserowych oraz grafen jako możliwe ścieżki dalszego rozwoju.

Ciekawym pokłosiem takiej taktyki (ponad utrzymania prawa Moora, który nota bene był jednym z założycieli INTELa) jest to, że konkurencja zawsze pozostaje w tyle i jest cały czas zmuszona do inwestowania. A inwestycje są nie małe - każda nowa fabryka (nazywana w języku INTELa fab) kosztuje około 8 miliardów dolarów. Intel stać na takie wydatki - jest zdecydowanym liderem rynku, a zwrot kapitału (margin) szacowany jest na astronomiczne 63%. Konkurentów już niekoniecznie.

Ciekawa jest też wizja INTELa dotycząca edukacji. INTEL przewiduje, że technologia będzie odgrywała zdecydowanie wiodącą rolę w edukacji, a elementem hamującym będzie nauczyciel nie mogący nadążyć za postępem technicznym. Wizja jest przedstawiona w poniższym, inspirującym filmie.


Moje oko naukowca wychwyciło trzy ciekawe elementy:
w 0:26 filmu przedstawiony jest "Students Activity Monitor" pozwalający na monitorowanie postępów poszczególnych uczniów. Coś takiego przydało by się na laboratorium!
w 0:45 filmu nauczyciel używa techniki wyszukiwania przez podanie przykładu, która jest intensywnie rozwijana w Katedrze Telekomunikacji AGH
w 1:36 filmu, gdy Jennifer rozmawia z "inżynierem" w tle widać budowany właśnie nowy most nad zatoką San Francisco





piątek, 9 listopada 2012

Nauka, wizyty, odpoczynek

Mijają kolejne dni tygodnie naszego pobytu w Kalifornii. Powoli zmierzamy ku końcowi. Przed nami ostatni tydzień podczas którego będziemy prezentować przed prawdziwymi VC nasze biznesowe pomysły.

Stanford

Czeka na nas zapewne  kubeł zimnej wody ze strony VC ale nie nauczysz się pływać jak nie wskoczysz do basenu. Nie do pojęcie jest ile w CA jest pieniędzy na inwestycje. Zapytany podczas jednego z wykładów przedstawiciel VC odpowiedział (i to poważnie) iż w promieniu 10 mil jest  około 100 VC, którzy jeśli tylko przedstawimy im rozsądny biznes plan i uznają iż nasz pomysł ma szanse na sukces są w stanie finansować realizację tego pomysł nawet przez 5-7 lat! My chyba jeszcze musimy trochę poczekać na taką ilość VC z takim szerokim horyzontem inwestycyjnym.

W ubiegłym tygodni odwiedziliśmy także laboratorium w którym rozwijana są koncepcje samochodu elektrycznego oraz samochodu bez kierowcy. Laboratorium wspaniałe, studenci siedzą od rana do wieczora, składają, skręcają coraz to nowsze konstrukcje. Efekt, zobaczcie sami na filmie:

Kolejne dni to tzw. site visit-y. Piewsza w Plug&Play firmie która pomaga w zakładaniu tzw start-up-ów. Podczas tej wizyty mieliśmy okazję wziąść udział w tzw. elevator pitch. Z jednej strony stolika DUŻE (naprawdę duże) pieniądze z drugie zapał, energia i pomysł - nie zawsze trafiony a często szalony ;)

Kolejna wizyta to NASA Ames Research Center no i jak to w NASA dużo różnych wspaniałych rzeczy związanych z lataniem i podróżami w kosmosie. Absolutnym hitem była dla mnie  możliwość pilotowania Boeing-a 747 takim samym jakim dotarłem do San Francisco. Odczucia: strasznie ciężki na stery albo ja byłem taki słaby z wrażenia czym lecę ;)

Jeden z pierwszych na świece symulatorów lotu

W NASA nic się nie marnuje ;) Ten komputer ciągle działa i według zapewnień przewodnika jest ciągle wykorzystywany ;)

Za sterami Boeing 747 bodajże wersja 200

Model Vertical Motion Simulator - jedyny na świecie symulator o 6 stopniach swobody (http://www.nasa.gov/centers/ames/research/technology-onepagers/vms.html)

O odpoczynku więcej następnym razem. Przed nami tydzień wolnego, wyruszamy więc w małą wycieczką objazdową po okolicznych parkach narodowych.

czwartek, 8 listopada 2012

Yosemite


Nie samą nauką człowiek żyje. Czasami należy oczyścić umysł i oderwać się od swoich codziennych  obowiązków – zastosować tak zwany reset mózgu.

Berkeley

Nasz wybór padł na Park Narodowy Yosemite. Biała Toyota Camry sunie w ciszy po idealnie gładkiej asfaltowej drodze. Za oknem tylko łany złotej trawy. Od czasu do czasu pojawiają się samotne farmy rozpoznawalne po specyficznym westernowym wiatraku i zbiorniku na wodę. Step zmienia się powoli w góry, pniemy się serpentynami do naszego celu – miasteczka Oakhurst bezpośrednio sąsiadującego z parkiem Yosemite. Tutaj można dopiero zobaczyć prawdziwą prowincjonalną Amerykę, jakże różną od zatłoczonej Bay Area. Życie płynie tu spokojnie, wydaje się że w ten sam rytm co 100, 200, 300 a może i więcej lat temu:)

Co takiego można zobaczyć w parku Yosemite? Przede wszystkim występują tu ogromne sekwoje wieczniezielone. Drzewa te mogą żyć ponad 2000 tyś. lat. Nie oszałamiają one swoją wysokością lecz średnicą pnia jak widać na załączonym zdjęciu.  Najczęściej można spotkać pojedyncze egzemplarze wyróżniające się swoim majestatem wśród innych drzew. Sekwoje nie rywalizują ze sobą, jeśli już rosną koło siebie łączą swoje systemy korzeni i współpracują w walce o przetrwanie. Ich kora jest najczęściej opalona, co jest skutkiem umyślnego wypalania runa leśnego. Spalona kora stanowi warstwę ochronną. 
Mikołaj Oettingen i sekwoja średniego rozmiaru.
Park Yosemite to głównie Dolina Yosemite, na którą najlepszy widok jest z punktu widokowego Glacier Point. Można tam bezpośrednio dojechać samochodem, co nieco może dziwić polskich turystów gdyż znajduje się on na wysokości 2199 metrów n.p.m. Powietrze jest tu niesamowite a widoki zapierają dech w piersi. Jedyne na co trzeba uważać to dzikie zwierzęta. Powszechnie widoczne są błąkające się przy drodze kojoty i jelenie. Baribale również nie są rzadkością (niektórzy z nas widzieli na własne oczy!). Jednak nie one są najgroźniejszymi zwierzętami występującymi w Parku...najgroźniejsze są...uwaga...myszy! Kontakt z nimi może wywołać hantawirusowy zespół płucny.
Michał Grega kontempluje zachód słońca w punkcie widokowym Glacier Point. 
Po tak spędzonym weekendzie, naładowaliśmy nasze akumulatory a w naszych głowach zaczęły się kreować nowe pomysły.Jak mówi stara maksyma:

"Nie ma na świecie nic równie potężnego jak pomysł, którego czas właśnie nadszedł"

sobota, 3 listopada 2012

Biznes, Biznes, Biznes


W bieżącym tygodniu odwiedziliśmy kilka doskonale prosperujących organizacji mających swoje siedziby w Dolinie Krzemowej. Wszystkie skupiają się na innym typie działalności ale wspólnie należą do ekosystemu Doliny, który mamy wrażenie można odkrywać w nieskończoność. 

Berkeley

Crosslink

Dobry pomysł jest zalążkiem sukcesu. Jednak pomysł to za mało żeby założyć własną firmę, potrzebne są również pieniądze. Skąd je wziąć? Wszyscy nasi wykładowcy powtarzają, że w Dolinie Krzemowej pieniędzy jest mnóstwo. Czy leżą one na ulicy a może rosną na drzewach… nie, najczęściej pozyskiwane są w funduszach Venture Capital. Fundusze Venture Capital zajmują się głównie inwestowaniem w nowo powstałe firmy tzw. start-up-y próbujące wdrożyć innowacyjne pomysły obarczone dużym ryzykiem. Jednym z funduszy Venture Capital jest firma Crosslink. Firma powstała w 1989 i specjalizuje się w finasowaniu projektów z szeroko pojętej branży IT. Zdziwienie budzi to że firma jest mało znana w Europie czy w Azji jednak w Dolinie Krzemowej wiedzą o niej wszyscy. Dlaczego? Crosslink nawiązuje relacje z potencjalnymi inwestorami na drodze znajomości biznesowych (networking) i ceni sobie bezpośredni kontakt z nimi. Biznes ma większe szanse powodzenia gdy negocjacje toczą się przy filiżance kawy lub lunchu niż na odległość używając narzędzi interaktywnych. Również kontrola nowo powstałych firm jest łatwiejsza gdy znajdują się one w pobliżu centrali Crosslink. Dlatego też firma stara się koncentrować swój obszar działania w promieniu 30 mil od swojej głównej siedziby w San Francisco.  

oDesk

Jeśli jakaś firma boryka się z problemem znalezienia odpowiednich pracowników niewątpliwie powinna skorzystać z usług oDesku. W bazie firmy jest zarejestrowanych około 2.7 miliona osób. Średnio proces znalezienia odpowiedniego kandydata trwa tylko 5 dni. Rekrutacja odbywająca się w sposób tradycyjny to około 90 dni. Lecz jednak nie w bazie danych tkwi sukces oDesku. Firma jest liderem w tzw. pracy interaktywnej (online work). Obecnie rynek ten wart jest 1 miliard dolarów a szacuje się, że w roku 2020 jedna trzecia zatrudnionych będzie pracowała online. Specjaliści potrzebni kontrahentowi do wykonania odpowiedniego projekty są rekrutowani na całym świecie i pracują z domu. oDesk zapewnia interaktywny system kontroli pracownika. Co 10 minut zrzut ekranu komputera pracownika jest przesyłany do centrali firmy. System rozpoznaje czy dana osoba rzeczywiście pracuje. Jeśli myszka się nie poruszy lub pracownik nie będzie używał klawiatury system nie będzie traktował tego jako pracy. W ten sposób każda godzina pracy ma pokrycie w rzeczywistości... przerwa na kawę już się nie zalicza do czasu pracy... do czego to doszło!

Internet2

Dla odmiany Internet2 nie jest firmą tylko stowarzyszeniem. Należy do niego około 400 międzynarodowych instytucji  między innymi: uniwersytety, instytucje badawcze oraz partnerzy przemysłowi. Stowarzyszenie powstało w 1996 roku. Jego celem jest rozwój usług internetowych mogących wspomóc funkcjonowanie edukacji, badań naukowych oraz innych usług związanych z funkcjonowaniem wymienionych instytucji. Rozwijane są głównie technologie bazujące na tzw. architekturze chmury. Internet2 również wspiera budowę szybkich sieci przesyłowych łączących główne ośrodki naukowe. 

wtorek, 30 października 2012

Jak to się robi na Stanfordzie

Powoli dochodzimy do końca trzeciego tygodnia bardzo ale to bardzo intensywnych zajęć, tak więc można już spróbować porównać czy też podsumować co i jak oni robią, że im to tak dobrze wychodzi.

Stanford

Design Thinking - oni nie dość, że w to wierzą to jeszcze  stosują i to na co dzień. Całkowicie odmienne podejście do rozwiązywania problemów, projektowania nowych rzeczy oparte na szeregu prostych "gier". Pozwala na skuteczne rozwiązywanie problemów, uczy pracy grupowej, otwartości na pomysły. Jakież było moje zaskoczenie kiedy pytani przeze mnie "sąsiedzi" z miejsca naszego zakwaterowania (pracownicy lub stażyści w okolicznych firmach) potwierdzili, że wszyscy i wszędzie w dolinie krzemowej stosują design thinking. 

Praca grupowa - bez tego metodologia design thinking była by niczym. W Ameryce pracuje się w grupach i tylko w grupach. Jeśli masz problem to nie biegniesz od razu do biblioteki i spędzasz XXX godzin na poszukiwaniu rozwiązania. Starasz się znaleźć grupę i razem próbujecie zaatakować zagadnienie. 

Sieci kontaktów - absolutna podstawa pracy grupowej, jeśli chcesz budować zespoły które mają efektywnie pracować nie mogą się w nich znaleźć przypadkowi ludzie. Zapraszasz to takiego zespołu ludzi ze swoje sieci kontaktów. Jeśli aktualnie w swoich kontaktach nie masz odpowiedni osób to prosisz o pomoc w pozyskaniu takich kontaktów. Oni tutaj to naprawdę stosują, dobrze zorganizowana sieć własnych kontaktów to absolutna podstawa, bez tego nie zbudujesz zespołu, bez zespołu nie będziesz mógł zastosować metodologii desing thinking a bez tego masz mniejsze szanse na rozwiązanie swojego problemu.

Porażka to nic złego - nie udało ci tym razem "no problem", próbujesz następny raz. Statystycznie 80% startup-ów nie kończy się sukcesem, upadają. W tutejszej kulturze podejścia do życia porażka to nic złego, może się przydarzyć i prawdopodobnie każdemu się zdarza. Ważne aby się zastanowić co poszło nie tak i następnym razie starać się nie powtórzyć tego samego błędu.

niedziela, 28 października 2012

PAX Water, czyli jak organizuje się biznes w Dolinie Krzemowej

Mieliśmy okazję odwiedzić firmę PAX Water której CEO, Peter Fiske,  jest jednym z naszych wykładowców, . Firma zajmuje się produkcją innowacyjnych (a jakże!) mieszaczy do zbiorników wody pitnej. Zatrudnia 14 osób, osiąga obrót na poziomie 5 milionów dolarów a przewidywany zysk w bieżącym roku fiskalnym to około 1 milion dolarów.

Berkeley

To, co zrobiło na nas największe wrażenie to sposób w jaki firma jest zorganizowana. Na 14 zatrudnionych osób dokładnie NIKT nie zajmuje się obsługą finansowo - administracyjną firmy. Trudno w to uwierzyć pracując w takiej organizacji jak uczelnia, ale jest to fakt. W PAX Water nie pracuje ani jeden księgowy, ani jedna sekretarka, recepcjonistka ani informatyk. Jak to osiągnięto? Otóż wszystkie prace nie związane z bezpośrednio z zarobkową działalnością firmy są zlecane na zewnątrz (tzw. outsourcing) lub realizowane w informatycznej architekturze chmury.

Księgowość. Cały system obsługi firmy (PAX Water jest firmą produkcyjną) jest wdrożony w architekturze chmury na zewnętrznej platformie SalesForce. Platforma ta pozwala na zarządzanie przedsiębiorstwem, produkcją, stanem magazynowym, księgowością i klientami z jednego, spójnego przeglądarkowego interfejsu. Zadania księgowe są rozproszone między pracowników, przez co firma nie zatrudnia księgowości.  Przykładem może być obsługa płatności realizowanych firmowymi kartami kredytowymi przez pracowników. Płatności są raz w miesiącu automatycznie pobierane z banku do platformy Salesforce, automatycznie przypisywane do pracowników. Pracownicy kategoryzują swoje płatności, które są następnie zatwierdzane przez COO i księgowane przez Salesforce. Firma płaci za usługę Salesforce miesięczny abonament. W zamian za to dostaje w pełni funkcjonalny, modularny i elastyczny system ERP całkowicie pozbawiony papierowego obiegu dokumentów. Warto wspomnieć, że Salesforce jest także start-upem z Doliny Krzemowej.

Zasoby ludzkie. Liczba osób formalnie zatrudnionych w PAX Water wynosi zero. Wszyscy pracownicy firmy są zatrudnieni przez firmę TriNet która w ramach miesięcznego abonamentu bierze na siebie obsługę wypłat, urlopów, ubezpieczeń i przywilejów pracowniczych. Ponadto roztacza nad PAX Water parasol prawny w razie pozwów ze strony pracowników. Prawo Amerykańskie nie tylko umożliwia, ale nawet wspiera takie rozwiązania!

Usługi informatyczne. Obsługa informatyczna jest zlecona na zewnątrz w modelu "Managed Services". W ramach abonamentu płaconego od jednego stanowiska komputerowego zewnętrzna firma bierze na siebie całkowitą i nielimitowaną obsługę infrastrukturalno-informatyczną firmy.

Telefony i recepcja. Firma jest obsługiwana przez zautomatyzowaną centralę. Każdy telefon na numer biurowy jest przekierowywany w godzinach pracy na komórę właściwej osoby a każdy faks - automatycznie wysyłany na maila. Recepcja telefoniczna jest obsługiwana przez zewnętrzną firmę Ruby Receptionists z Oregonu. Klient, po wybraniu numeru ogólnego firmy Pax Water jest łączony z recepcjonistką (która fizycznie jest w Oregonie) która na podstawie posiadanych danych przełączy rozmowę na komórkę właściwej osoby z Pax Water.

W ten sposób firma zatrudniająca 14 osób jest w stanie kosztem w wysokości 1-2% obrotu mieć pełną obsługę księgową, HR, informatyczną i recepcyjną nie zatrudniając dokładnie nikogo.

Czy u nas się tak nie da?


czwartek, 25 października 2012

Piękno tworzenia

Skomplikowana geometria charakteryzuje widoczną na ekranie bryłę, bryła obraca się wokół własnej osi, nagle ukazuje się z innej perspektywy, to się przybliża to oddala,  wyświetlają się jej wymiary, kolory się zmieniają, pojawiają się opisy - bryła tańczy na ekranie w rytm jaki zagra jej projektant. 

Berkeley

Tak właśnie wygląda nowoczesne projektowanie przy użyciu pakietu programów do Komputerowego Wspomagania Projektowania CAD (Computer Aided Design). Niewątpliwie najbardziej rozpoznawalną firmą oferującą takie oprogramowanie jest Autodesk. Firma ta zadebiutowała w 1982 roku prezentując program AutoCad, który do dziś jest jej kluczowym produktem wykorzystywanym w szeroko pojętej inżynierii (30 lat na rynku!). Jednak Autodesk to nie tylko powszechnie znany  AutoCad, o czym przekonaliśmy się odwiedzając siedzibę firmy w San Francisco.

Drzwi windy się otwierają. W przestronnym holu widać pierwsze efekty wykorzystania oprogramowania Autodesku. Rzucają się w oczy rozmaite produkty zaprojektowane w programach CAD oraz później wytworzone przy pomocy drukarek 3D (Rapid Prototyping). Nasz podziw budzi model Mercedesa Biome zaprezentowany w konkursie Los Angeles Auto Show Design Challenge w 2011 roku. Samochód został zaprojektowany w miesiąc!

Model Bioma w siedzibie Autodesk
Troszkę mniejszy model Bioma
Produkty Autodesku są również wykorzystywane w przemyśle filmowym! Efekty specjalne widoczne w filmie Avatar Jamesa Camerona były tworzone przy pomocy oprogramowania oraz systemu odwzorowania ruchy opracowanych przez Autodesk. Aktorzy zostali wyposażeni w specjalne kombinezony umożliwiając odwzorowanie ich ruchu w wirtualnie wykreowanym świecie planety Pandory. Również animacja Katedra Tomasza Bagińskiego została stworzona przy pomocy oprogramowania Autodesku. 

Wizyta w Autodesk była dla nas przede wszystkim okazją do zapoznania się ze szczegółami funkcjonowania korporacji. W ramach odbytych warsztatów dokonaliśmy rewizji strategii firmy na polski rynek:).Spotkało się to z uznaniem Chrisa Bradshawa dyrektora działu marketing (CMO - Chief Marketing Officer). Czyżby budziła się w nas przedsiębiorczość przez duże P?


San Francisco

W sobotę udaliśmy się na pierwszą z planowanych trzech wycieczek do San Francisco. Wycieczka trochę w stylu objazdówki autokarowej ale mimo wszystko udało się zobaczyć kilka ciekawych rzeczy.  

Stanford

Absolutnie fantastyczna jest różnorodności tego miasta, najpierw jesteśmy w dzielnicy chińskiej. Mijamy kolejne sklepy z chińskimi rzeczami w których można kupić absolutnie wszystko pereł (autentyczne 5$ za sznur) po T-shirt-y (cena trochę niższa ;) ). 
 Kilka ulic i jesteśmy w dzielnicy włoskiej, kilka następnych ulic i jesteśmy w świecie wielkie finansjery.

Oczywiście obowiązkowy punkt programu każdej wycieczki do SF mianowicie most Golden Gate


Na koniec kilka fotek na SF z punktów widokowych.